Już po raz piąty spod kapucyńskiego kościoła na Miodowej na Jasną Górę wyruszyła grupa bezdomnych. Podczas 9-dniowej pielgrzymki (idą tradycyjnie z grupą brązową) będą modlić się w intencjach darczyńców, wolontariuszy i własnych, przede wszystkim o trzeźwość.
Rozmawialiśmy z nimi w niedzielę, kiedy się pakowali.
– Mam 47 lat, może pora się ustatkować z piciem – mówi Wojciech, jeden z uczestników.
Mężczyzna jest bezdomny od około 1989 roku do dzisiaj, przez 10 lat przebywał w zakładzie karnym, jak tłumaczy – przez alkohol. W niedzielę, na dzień przed wyjściem na Jasną Górę, wrócił wraz z kilkoma kolegami z ośrodka na Marywilskiej, z detoksu.
Trzeźwość to jeden z warunków udziału w pielgrzymce. Kto go złamie – zapraszany jest na nią za rok, o czym przekonał się jeden z bezdomnych.
Wojciech idzie na Jasną Górę po raz pierwszy, podobnie jak inni pątnicy niesie ze sobą konkretne intencje. Są to m.in. powrót do zdrowia matki, trzeźwość, a także znalezienie pracy np. w gastronomii, ponieważ lubi gotować i ma książeczkę sanepidu.
– Gdyby była potrzeba, jestem w stanie pomóc w kuchni. Znam nawet dobry przepis na schabowe, pani nagrywa? Podyktuję: zbijamy schabowe, potem od miseczki wybijamy jajka, dodajemy soli, pieprzu, trochę czosnku i mleka, w tę zalewę kładziemy kotlety i wyjmujemy pojedynczo do bułki tartej. Pycha – zachwala.
Nie obawiam się drogi!
Wraz z nim na Jasną Górę idą m.in.: 55-letni Włodzimierz (po raz pierwszy), inny 48-letni Wojciech (po raz drugi) a także Bożena z mężem (po raz pierwszy). Włodzimierza, bezdomnego ponad 3 lata, do pójścia namówili koledzy, z którymi spotykał się na Poborzańskiej u Sióstr Misjonarek Miłości.
– Nie obawiam się drogi, bo mam bardzo twardy charakter, jestem typem indywidualisty, tak mnie kobiety nazywały… Potrafię przejść sam 20 kilometrów dziennie. Muszę iść i wytrwać – podkreśla.
Obaw nie ma także Wojciech. Gdy do niego podchodzimy, akurat wybiera sobie spodnie na drogę.
– To nie są damskie? Tu nie ma kieszeni nawet… – narzeka. Rosły mężczyzna jest bezdomnym od 6 lat, w przeciwieństwie do wcześniejszych naszych rozmówców, może powiedzieć jak wygląda i co daje pielgrzymowanie, bo jego doświadczył.
– Mi dało na pewno duchowe wsparcie i nie tylko. Dostałem się do ośrodka na Wolskiej, 15 wracam do Warszawy i mam gdzie się przespać, nie muszę szukać. A jak będzie dalej to Pan Bóg zadecyduje. Będę prosił, żeby moje życie się odmieniło, żeby żona zmieniła zdanie, nie chciała rozwodu. Wiem, że ją skrzywdziłem, ale chciałbym to naprawić – wyznaje.
O dobre rozwiązanie
W pielgrzymce dla bezdomnych biorą także udział Bożena i jej mąż Maciej. Małżeństwo od jakiegoś czasu pomaga w Fundacji Kapucyńskiej.
– Przyszliśmy do Ani (rzecznika prasowego, koordynatorki projektów – przyp. red.) spytać o prawnika, bo mieliśmy kilka spraw do załatwienia. Ania nas zachęciła do robienia różańców, spotkań czwartkowych i już tak żeśmy zostali – tłumaczy pani Bożena i zachwala miłą atmosferę oraz życzliwość fundacyjnych wolontariuszek.
– Dziewczyny są sympatyczne, można z nimi pogadać na wiele tematów, w różnych sprawach pomogą…
Kobieta idzie w intencji rodziny.
– Moja córka spodziewa się drugiego dziecka, idę w intencji o dobre rozwiązanie. Druga sprawa jest taka, że zbliża się rocznica śmierci ojca, kiedyś mu to obiecałam, ale dotychczas nie udawało się tego zrealizować – mówi.
Tekst: K.Ł.