Miodowe dobro
Trzysta osób, pięćset litrów żurku, długie rozmowy i to, co niecodzienne… uśmiech na twarzy tych, którzy na co dzień borykają się z nędzą, odrzuceniem i życiem na społecznym marginesie.
Fundacja Kapucyńska po raz kolejny zaprosiła na wyjątkowe wydarzenie, które idealnie wpisuje się w wielkopostny czas. „Czterdziestogodzinny post w intencji osób bezdomnych” z roku na rok przyciąga coraz większe zainteresowanie. Tradycyjnie rozpoczął się wspólną drogą krzyżową sprawowaną w kościele pw. Przemienienia Pańskiego w Warszawie. Za krzyżem wspólnie podążali bezdomni i domni. Krocząc kolejnymi stacjami Drogi Krzyżowej, wsłuchiwali się w rozważania przygotowane przez bezdomnego Wojtka.
Czterdzieści godzin postu jednym minęło szybko, dla innych było prawdziwym wyrzeczeniem. Zanim setki osób spotkało się w jadłodajni, przygotowania trwały wiele godzin wcześniej.
W niedzielę, od wczesnych godzin porannych, w kuchni panował prawdziwy rwetes. Jedni obierali ziemniaki, inni kroili kiełbasę i boczek. Ktoś przygotowywał herbatę, ktoś wywar na żur. Inni przestawiali stoły i krzesła. Wszystko po to, aby jeszcze przed Mszą świętą wszystko było dopięte na ostatni guzik.
W niedzielne przedpołudnie kościół pw. Przemienienia Pańskiego po brzegi wypełnił się wiernymi. Charakterystyczne chrząkanie, zapaszek, szuranie krzesłami i szelest toreb, wypełniały kościelne mury. Punkt jedenasta wszystko ucichło i rozległy się pierwsze takty pieśni na wejście. W homilii kapucyn br. Michał Gawroński nawiązując do odczytanego fragmentu Ewangelii według św. Jana, zatrzymał się na słowach „zagrzmiało”. Wskazał, że często nie potrafimy właściwie odczytać Bożego planu względem nas, że zagłuszamy Boży głos.
Po Eucharystii, kończącej czterdziestogodzinny post, przyszedł czas na wspólne świętowanie. Wolontariusze Fundacji Kapucyńskiej w pełnej gotowości do pracy i pomocy potrzebującym uwijali się niczym mrówki nalewając pachnący i gorący żurek. W sumie przygotowano jego 500 litrów. W niedziele potrzebującym rozdano 300 litrów żuru. Wydawało się, że kolejka chętnych na niego nie ma końca. Ten pyszny, odświętny i ciepły posiłek był idealnym w ten mroźny, choć słoneczny dzień. Po ciepłej strawie przyszedł czas na rozmowy przy kawie czy herbacie i słodkościach. W to niedzielne popołudnie jadłodajnia prowadzona przez Braci Mniejszych Kapucynów stała się schronieniem i namiastką domu.
tekst: Iza Kozłowska
fot. Edyta Foryś