WSPOMNIENIA O ŚW. FRANCISZKU Z WARSZAWY

 

Ten niepozorny, niemłody, brzydki zewnętrznie, dla niektórych ludzi trochę śmieszny szary zakonnik, był najbardziej świetlaną postacią, jaką dane mi było w życiu poznać”.

Alina Rościszewska, Ojciec Anicet, Kierunki 4: 1959, nr 18

Najczęściej widziałam go w nocy lub nad ranem na ulicy. Wracając z jakiegoś balu czy dancingu spostrzegałam jego drobną, ciemną sylwetkę, przygiętą pod ciężarem dużego, dźwiganego na plecach worka, przesuwającą się szybkim, drepczącym krokiem pod ścianami uśpionych domów stolicy

Alina Rościszewska, Ojciec Anicet, Kierunki 4: 1959, nr 18

Ojciec Anicet, popularny na Starówce zakonnik tropiący ukrywającą się wstydliwie nędzę w zaułkach Nowego i Starego Miasta. Postać odziana w brązowy habit z narzuconym na głowę kapturem, spod którego wystawała tylko gęsta broda, znana była i na przygródkach i w suterenach. Nie dawał się nabrać na fałszywe skomlenie i rozbiegane oczy. Potrafił odróżnić chciwość od rzeczywistej potrzeby. Nieraz słyszano z jego ust naganę: „Siostro, wzięłabyś się do pracy, umyła dzieci, wyszorowała podłogę. Bieda nie musi śmierdzieć brudem!” Bywało, że sięgał w fałdy habitu po portmonetkę, nieraz zagłębiał rękę w worek, by wydobyć z niego to, co uprzednio tam wrzucili dobrzy ludzie, albo zapisywał nazwiska i kazał przychodzić na obiady do klasztoru.

Zbigniew Wróblewski, U nas na Starówce, Warszawa 1984

Spotykały go rozmaite kpiny, wmuszanie alkoholu, żądanie popisu siły fizycznej. Znosił wszystko cierpliwie, powtarzając: „To dla moich ubogich.” Nie uniknął goryczy niewdzięczności, nawet od tych, dla których się poświęcał.

Alina Rościszewska, Ojciec Anicet, Kierunki 4: 1959, nr 18

Potrafił obronić się przed różnymi napastnikami. Mówiono, że kiedyś jakiegoś pijaka, który napastował go i nieomal wyzwał do walki, a był zapaśnikiem, tak szybko wyłożył na ziemię, że tamten nie mógł się nadziwić, skąd tyle siły i tego niepozornego mnicha.

List Edwarda Klimczuka z 27 listopada 1974 w zbiorach APW

Niemal co kilkanaście kroków zatrzymującego się i rozmawiającego spotykałem często na ulicach, placach i w kościołach stolicy w czasie moich studiów uniwersyteckich. Posiadał wyjątkowy dar obcowania z ludźmi, chwytał za serce.

Stanisław Podlewski, Choć nie miał kropli krwi polskiej. Hejnał Mariacki 18: 1973 nr 3

Dzieci biegły i tuliły się do jego brunatnego, pocerowanego habitu, a ojciec Anicet bełkotał coś szybko, radośnie i mało zrozumiale.

Alina Rościszewska, Ojciec Anicet. Kierunki 4: 1959, nr 18

Będąc dla wszystkich, którzy z nim łączność mieli, przykładem tego, jakim być winien prawdziwy patriota, miłujący Ojczyznę swą iście po Bożemu. Jego patriotyzm mając swą postawę w miłości Boga i bliźniego, nacechowany jest gorącym pragnieniem stworzenia Ojczyzny potężnej i dobrej. Nie daje on rad, Anie nie krytykuje, lecz pracuje. Nie szuka czynów nadzwyczajnych, lecz jak cichym jest, tak cichą pracą codzienną powołania, pracą bez rozgłosu, ale stałą i wytrwałą stara się odpowiedzieć zadaniom dobrego i prawdziwego obywatela (…). Wszyscy podnosili zasługi jubilata we wszystkich dziedzinach życia ludzkiego, a wszyscy godzili się na jedno, że wszędzie przebija jako najważniejsza cecha pracy ojca Aniceta patriotyzm. Wszyscy też opuszczający mury tego zacisznego klasztoru unosili w swym sercu to gorące życzenie, by drogiemu jubilatowi było z Nieba dozwolone oglądać jeszcze tu, za życia, ukochaną Polskę taką wielką i piękną, na jaką pracuje i jakiej pragnie.

Przegląd Katolicki 1925, nr 33

Przypominam go sobie dobrze, jego wygląd. Widziałem go jako chłopiec w Warszawie, w kościele kapucynów, w czasie wojny, w pewien pierwszy piątek (przed aresztowaniem) i z rąk jego przyjmowałem Komunię Świętą. (…) Wygląd o. Aniceta przeraził mnie. Szedł z ministrantem do bocznego ołtarza, nieduży, chudy, ogromnie skupiony – wprost ponury, z głową głęboko na czoło humerałem. Pierwszy raz widziałem kapucyna w takim ubiorze, nie raziło mnie, to wywoływało nastrój wielkiej powagi. W życiu był ponoć radosny.

Jerzy Cygan OFM Cap. Venerabilis…

Znałem innych ojców i braci kapucynów z ulicy Miodowej. Ten spośród nich wybijał się na plan pierwszy i to wbrew jego woli. Późną jesienią, inni już w trzewikach, on w sandałach na bosych stopach. Oni w nowiutkich, czystych habitach, on zagoniony, zatroskany innych troskami i nędzą, zawsze najgorzej odziany, wprost zaniedbany.

List Mirosława Kukowskiego z 19 lutego 1974 w zbiorach APW

Ojciec Anicet był chyba najskromniejszym ze wszystkich duchownych ówczesnej Warszawy, erudycji nie miał za grosz, i co tu owijać w bawełnę, często był mocno przybrudzony, habit miał bardzo sfatygowany, spracowane ręce wyglądały jak niedomyte, włosy i zarost zwykle nieostrzyżone i nieuczesane, a jednak o. Anicet był spowiednikiem ówczesnego arcybiskupa Warszawy, ks. kard. Kakowskiego i o. Anicet dysponował go na śmierć.

Alina Rościszewska, Ojciec Anicet. Kierunki 4: 1959, nr 18

Oto, gdy któregoś z dni 1 maja ul. Ząbkowską na Pradze szła liczna grupa robotników z czerwonymi sztandarami na zbiórkę na placu Teatralnym, gdzie miał się odbyć wiec PPS i skąd wyruszał tradycyjny pierwszomajowy pochód, kilku robotników zobaczyło pomykającego wzdłuż muru ojca Aniceta. Podskoczyli, schwytali go i ponieśli na rękach na czele pochodu. Przerwano śpiew rewolucyjnych pieśni. Rozległy się okrzyki i wiwaty na cześć ojca Aniceta.

List Jana Starczewskiego z 2 lutego 1974 w zbiorach APW

Na wiele tematów można było z nim porozmawiać i usłyszeć jego własne, oryginalne zdanie czy odosobniony sąd.

Stanisław Podlewski, Choć nie miał kropli krwi polskiej. Hejnał Mariacki 18: 1973 nr 3

Przez zbity, rozgwarzony, rozweselony tłum młodzieży akademickiej przecisnął się nagle do solenizanta na środek pokoju kapucyn miernego wzrostu, bardzo zaniedbany, nawet jak na kapucyna, ale niezmiernie energiczny, choć roztargniony do tego stopnia, że nikogo, zdawało się, nie widział. Nikogo o niczym nie uprzedzając, wyjął jakiś papier i nagle stentorowym głosem zacząl deklamować jakiś utwór jaki, to się dopiero potem okazało, gdy zasięgnąłem bliższych wyjaśnię, bo nie można było z wymowy zrozumieć ani łaciny akrostychu, ani jego przekładu, którego recytacja nastąpiła zaraz po wersji łacińskiej. Wiersz był krótki, ale deklamacja wywarła olbrzymie wrażenie, nie treścią, bo była niezrozumiała, ale pantomimą. Ogromny głos, nagle szerokie ruchy rąk i całego ciała, patetyczny wyraz przejęcia brodatej twarzy były wprost sensacyjne i niepowtarzalne.

Ledwie skończył, już ściągnął z głowy brunatną piuskę i zaczął chodzić wkoło, prosząc o datki na swoich biednych, a zarazem napychał olbrzymie kieszenie habitu(mogły pomieścić z dziesięć kilogramów) owocami, słodyczami, bodaj nawet nie tortem. Solenizant przymusił swego dziwacznego gościa, żeby sam też coś zjadł, a ja przysiadłem się do niego, bo zainteresował mnie utwór poetycki. Był to nieposzlakowany w formie akrostych łaciński, bardzo piękny i patetyczny”.

Z. Jakimiak, Warszawski Brat Jałowiec, Dziś i Jutro 1951 nr 27

(opis zdarzenia mającego miejsce podczas imienin duszpasterza studentów, ks. Edwarda Detkensa)

Ojciec Anicet opowiadał o wizycie gestapo w klasztorze, jak zastali święty nieporządek w jego celi. Niemcy nie zrobili rewizji, gdyż bali się infekcji z tej starzyzny. Pod stertą ubrań były książki, które mogły spowodować nieprzyjemności dla klasztoru.

List Stanisława Orłowskiego z 1982 r. w zbiorach APW

 

Cały czas o. Anicet był z nami. Był cichy. Spokojnie znosił tę piekielną atmosferę. Mieszkał na bloku 9-tym na pierwszej sztubie. Sztubowy Gawęda, Ślązak, bił nas strasznie, łamał kije na naszych głowach. Jednak o. Aniceta oszczędzał. Sadzał go na stołku. Karmił go lepiej niż nas i nazywał go Grossvater.

Marian Jacek Dąbrowski OFM Cap., Wspomnienie o o. Anicecie Koplińskim

 

Wykształcił kilku księży, doktorów, inżynierów. Jeszcze teraz zgłaszają się z podziękowaniami ludzie wykształceni, świadcząc, że zawdzięczają wiele, jeśli nie wszystko, o. Anicetowi. Tak był znany i czczony, zarówno przez biednych, jak i zamożnych, że pewien wybitny człowiek powiedział, że gdyby umarł w normalnych warunkach, miałby najwspanialszy pogrzeb, jaki można sobie w Warszawie wyobrazić i pomnik wzniesiony wdzięcznością ubogich, którym dawał nie tylko pieniądze, ale co ważniejsze, prawdziwe, ludzkie serce.

Z. Jakimiak, Warszawski Brat Jałowiec, Dziś i Jutro 1951 nr 27

 

Gdy w lutym 1943 roku znalazłem się na Pawiaku, zostałem na kilka dni przydzielony do pracy w magazynie, w którym znajdowały się rzeczy więźniów. Moi współtowarzysze więźniowie pokazywali mi wówczas habit, który gestapowcy zdarli z o. Aniceta. Przechowywany był jak prawdziwa relikwia.

List Jana Starczewskiego z 2 lutego 1974 r. w zbiorach APW

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.